Tekst piosenki [1 zwrotka] I może to tylko Filip, i może zbyt duże ego, A może to ty się mylisz, i może już czas na niego być, Może to tylko bragga styl ,chamski i nic więcej, A może ten typ tu wkłada całą pasję i serce. Groźny jak karabela, jak hosting na sendfile'u, Żółte jak mirabela są papiery moich aktów,
Smutny ktoś,biedny nikt Czesław Niemen tekst piosenki oraz tłumaczenie. Obejrzyj teledysk z Youtube i posłuchaj mp3 z YT. Sprawdź chwyty na gitarę. Dodaj Swoją wersję tekstu i chwyty gitarowe.
I stop the time again, I stop the time again, time. Suddenly. I stop the time again, I stop the time again, time. Suddenly. I'll squeeze myself in a safe corner. I'll fasten my eyes on hollow wall. I'll post something weepy. You'll give thumbs up. You'll just have a look, but I.
Tekst piosenki Nie wie nikt Jesteś sam gdy zapada zmrok Będziesz sam gdy Twe życie przeminie W starej szybie odbija się wzrok Kogoś kto od lat tak żyje Nie zagłuszy ciszy wina smak Nie pomniejszy żalu pusta butelka I rozumiesz, że przyjaciół brak Gdy jak kruche szkło serce pęka Nie wie nikt co się może stać Nie wie nikt co się jeszcze zdarzy Gdy ból skrzywi bladą twarz To i
Wiersz ,,Jej portret" Jonasz Kofta Naprawdę jaka jesteś Nie wie nikt Bo tego nie wiesz Nawe… HeroFactory HeroFactory 29.05.2016
Vay Tiền Nhanh Chỉ Cần Cmnd. Kalina Jędrusik to postać pod każdym względem wyjątkowa. Nie ma sensu wymieniać tu wszystkich kontrowersji, sensacji, nieporozumień, plotek, pogłosek, pomyłek, złorzeczeń i biadoleń, które wywoływała – chcąc albo czasem i nie odzywki typu „Odp… się, strażaku” (do przedstawiciela straży pożarnej w Sali Kongresowej, który usiłował ją odwieść od palenia na scenie), prowokacje, np. wepchnięcie się w rozchylonym nieco szlafroku do kolejki Kaszubek w sklepie spożywczym na Helu, zażądanie skrzynki szampana i oświadczenie, że będzie się w nim kąpać; wolna miłość w wolnym małżeństwie ze Stanisławem Dygatem, krzyż z granatów na dekolcie podczas występu dla robotników Stoczni Gdańskiej, a potem, gdy zakazano jej dekoltów (i odsunięto od wielu występów), założenie czarnej sukni bez wcięcia pod szyją i na koniec odwrócenie się tyłem do widowni, by zademonstrować olbrzymi dekolt, sięgający strefy zdecydowanie pod pasem. Wycięcie przez Andrzeja Wajdę z jego największego chyba arcydzieła, Ziemi obiecanej, zbyt odważnych (?) fragmentów sceny Jędrusik z Danielem Olbrychskim w powozie, bo przecież będą na to chodzić wycieczki szkolne! I tak dalej, i tak jeszcze, dla ochłonięcia i odmiany, wizerunek zaborczej, niedobrej macochy autorstwa Magdaleny Dygat, córki Stanisława z jego pierwszego małżeństwa, i wspaniałej, spolegliwej matki chrzestnej – takiej starszej przyjaciółki-życiowej przewodniczki, autorstwa Magdy Umer. Z jednej strony możemy przywołać wiele wspomnień o kapryśnej gwiazdeczce – nieznośnej, nieliczącej się absolutnie z bliźnimi, z drugiej – o troskliwej, wiernej przyjaciółce, w dodatku kochającej i przygarniającej psy tudzież koty. A na dodatek jest jeszcze historia o utraconej, urodzonej zbyt wcześnie córeczce i późniejszej dramatycznej operacji, która na zawsze pozbawiła Kalinę Jędrusik perspektywy i są jeszcze piosenki, którymi ta czołowa gwiazda scen i ekranów PRL czarowała zarówno szeroką telewizyjną widownię, jak i wytrawnych koneserów. Piosenki te wykreowały i utrwaliły jej wizerunek wampa, zjawiskowej „kobiety znikąd”, urodzonej z żeberka kaloryfera (iście diaboliczny pomysł Jeremiego Przybory), szukającej swego Romea, ukrywającej pod obcisłą suknią, w głębi pokaźnego dekoltu czułe, wrażliwe nadaje się to wszystko na świetny materiał do stworzenia monodramu z piosenkami w wykonaniu utalentowanej wokalnie aktorki? Ano się nadaje. A jest taka w poznańskim Teatrze Nowym? No jasne, przecież wiadomo o tym od dawna – Anna Mierzwa się nazywa! No to do roboty!Autorska koncepcja Anny Mierzwy oraz jej wybór piosenek z repertuaru Kaliny Jędrusik, jakie wykonuje na Scenie Nowej, zostały przyodziane (jak to jest ujęte w programie) w „tekst i dramaturgię” przez Magdalenę Zaniewską. Mamy tu cały szereg smaczków, a to tragicznych, a to satyrycznych. Obok zgryźliwej powiastki o Violetcie Villas, która jedzie na spotkanie z Wajdą, by porozmawiać z nim o propozycji zagrania Zuckerowej i nagle rezygnuje, zawraca i nie pojawia się na spotkaniu z reżyserem, dzięki czemu proponuje on tę rolę naszej bohaterce (Mierzwa-Kalina: „Może przebiegł jej drogę czarny kot?”); mamy tu sugestywnie opowiedzianą historię o martwym dziecku, które miało zamknięte oczy i nie można było nawet stwierdzić, jaki mają one kolor. Jest też dialog z tow. Wiesławem, który przemawia z ekranu tekstem osławionego antysemickiego przemówienia z 19 marca 1968 roku (Kalina zwraca się do niego per „Wieśku”). Gdy mowa jest o starzeniu się gwiazdy, Zaniewska i Mierzwa nie szczędzą nam też drastycznych opowieści, np. tej o topielicy z Sekwany: gipsowy odlew jej twarzy przekształcono w nieskończoną serię gumowych masek, które służyły kilku pokoleniom adeptek i adeptów na kursach pierwszej pomocy – robili sztuczne oddychanie twarzy trupa. W tej ostatniej, najlepszej zresztą części spektaklu, opowiadającej o powolnym pogrążaniu się bohaterki w niebyt, przy zachowywaniu pozorów, że „się gra”, „się śpiewa”, „się mobilizuje” na kolejne występy, udając, że „wszystko jest jak należy”, Mierzwa-Kalina przywołuje starzejącą się Marlenę Dietrich, która przed kolejnymi występami na estradzie „likwidowała zmarszczki”, ściągając skórę na twarzy poprzez wbijanie szpilek pod włosy, w skórę czaszki. Potem po występie dezynfekowała głowę i pozwalała goić się ranom. A zaczyna się to wszystko dość śmiesznie, przede wszystkim „superseksownie”: najpierw zasiadający na swych miejscach widzowie atakowani są przeciągłymi jękami gitary, na której gra autor (świetnej skądinąd) muzycznej oprawy i aranżer piosenek, Krzysztof „Wiki” Nowikow. Rzut oka przed siebie: po lewej stronie sceny rozwieszone jest na różnej wysokości, w zbitce stado przymglonych luster w złotych oprawach. Za nimi majaczy postać gitarzysty. Z kolei po prawej widać czerwony szezlong, a na samym środku wisi szeroka zasłona z folii. Za nią wygibuje się coś jakby nagie ciało oświetlone reflektorem bijącym z rozbłyska pełnym światłem. Mierzwa-Kalina zrywa zasłonę i ukazuje się naszym oczom w czarnej peruce i w cielistej halce z czarną, koronkową górą. Śpiewa słynny przebój Bo we mnie jest seks, wyginając się, a jakże – seksownie i zalotnie. (Swoją drogą któż dzisiaj pamięta, że pierwszym, premierowym wykonawcą tej piosenki w Kabarecie starszych panów był Wiesław Michnikowski?)Skoro o seksie już mowa, to zaraz po piosence mamy krótką, dość dosadną wypowiedź na temat mężczyzn, a potem przechodzimy od razu do wyimaginowanej rozmowy telefonicznej z Władysławem Gomułką, która naprawdę nigdy nie miała miejsca. Ludzie się śmieją. Nie wiem, czy Kalinie Jędrusik byłoby do śmiechu, w końcu to właśnie Gomułce zawdzięczała ona zakaz „zbyt częstego” pokazywania jej na ekranach telewizorów, a nawet na ekranach kin. Czy tow. Wiesław rzucał kapciami w telewizor, gdy ją widział na ekranie? Czy może nawet rzucał całym telewizorem o podłogę, jak głosi „miejska legenda”? Któż to wie. Na pewno wiadomo, że po jej występie z krzyżem na dekolcie w Stoczni Gdańskiej miarka się przebrała i zaczął obowiązywać wspomniany przed chwilą niepisany, lecz bardzo dotkliwy obszernym, nierównym, pomarszczonym ekranie z tyłu sceny wyświetlany jest film z wielkim tłumem ponurych ludzi. Potem film z zajść na Krakowskim Przedmieściu 8 marca 1968 roku. I znów rozmowa Kaliny z przemawiającym „Wieśkiem”, trochę nawet śmieszna, ale ludzie zaśmiewają się chyba ciut na wyrost. Bo jednak we mnie ta przemowa Gomułki wciąż wzbudza wstręt i poczucie grozy. A już wybieranie pojedynczych słów i zwrotów z tego przemówienia, tak by pasowały do napisanego przez Zaniewską tekstu i były jakby „fragmentami rozmowy” tow. Wiesława z Mierzwą-Kaliną jest pomysłem z nie najlepszego kabaretowego show w szczęście zaraz potem mamy wprowadzenie do pasjonującego wątku (jednego z dwóch wiodących w tym spektaklu – drugi to wspomniane już odchodzenie), który można by nazwać „niekonwencjonalna, seksowna artystka kontra real-socjalistyczne społeczeństwo epoki małej stabilizacji”. Kalina opowiada o swym wychodzeniu rankiem na balkon, podczas gdy po drugiej stronie ulicy Kochowskiego na Żoliborzu „kwitnie” regularnie co dzień kolejka pod mięsnym. Padają cytaty z komentarzy o „Dygatowej”, co to nic nie robi, a forsy ma jak lodu, rozbiła małżeństwo Dygata itp. (O tym, że Dygat też się jakoś chyba do tego przyczynił – ani słowa.) W trakcie tej opowieści Mierzwa-Kalina rysuje kredą na czarnym tyle stojącej obok szezlonga szafki sylwetki kobiety i mężczyzny trzymających się za ręce. A w tle odzywa się od czasu do czasu tow. Wiesław niczym złowrogi chochoł rodem ze swej przaśnej, dusznej epoki. Front Jedności Narodu był w PRL pseudodemokratyczną fikcją, natomiast przywołana przez Mierzwę-Kalinę jedność narodu w nienawiści do Jędrusik była faktem – ponurym, lecz jak najbardziej realnym. Symbolizują ów „front” nanizane na sznurek główki, które Kalina animuje, wkładając co chwilę w ich usta zgodny okrzyk: „Embargo!” (czyli szlaban na ekran) oraz pełne lejącego się obficie hejtu listy kobiet z rozmaitych zakładów pracy. Jak widać, tow. Gomułka nie był odosobniony w swym dysguście wobec nazbyt, powiedzmy, wyzwolonego (choć jak najbardziej autentycznego) publicznego wizerunku artystki. Ciśnienie na widowni od razu rośnie, tu i ówdzie wybucha chichot. No, tak: tow. Wiesław wiecznie żywy, a hejt jest i będzie, zawsze, wszędzie!Gdy Mierzwa-Kalina śpiewa, że „zawsze jest w formie”, wierzymy jej. Jest piękna, młoda i nadal głodna sukcesu. Pojawia się jednak sygnał niespełnienia: odziana w cielistą halkę „seksbomba PRL” ustawia oto na szafce z wciąż widocznymi sylwetkami kobiety i mężczyzny cztery kieliszki, nalewa do nich alkohol i po kolei wypija. Jej mowa staje się nieco labilna. Wypowiada coś jakby metatekst, wychodząc poza swój realistyczny portret: mowa jest o artystce jako znaku towarowym. A przecież sama bohaterka (zmarła w 1991 roku) nie była w stanie przewidzieć ani nawet wyobrazić sobie, że jej spadkobierczyni Aleksandra Wierzbicka – osobista opiekunka w ostatnich latach życia gwiazdy – opatentuje dwadzieścia lat po jej śmierci „Kalinę Jędrusik” właśnie jako znak towarowy! Zaraz, zaraz! Czyżbyśmy przebywali z naszą bohaterką po drugiej stronie zamglonych luster – w zaświatach, w dodatku takich, z których bardzo dokładnie widać wszystkie nasze zasługi oraz grzeszki? Po czymś takim logiczną kontynuacją wydaje się piosenka Nie fragmenty przedstawienia dotyczą pożycia pary Jędrusik-Dygat, czyli jednej z najatrakcyjniejszych, najbardziej fascynujących par w historii PRL. Przerywnikiem jest tutaj odgrzany z powodzeniem przez naszą bohaterkę przedwojenny hit Zuli Pogorzelskiej Bo ja się boję sama spać, któremu towarzyszą kolejne, ciut już nudnawe zmysłowe wygiby Mierzwy-Kaliny. Gdzieś w tych okolicach mamy wysilony chwyt z brodą – próbę nawiązania przez aktorkę bezpośredniego kontaktu z siedzącym w pierwszym rzędzie widzem płci męskiej, któremu bohaterka zwierza się z bardzo bliska ze swych erotycznych wspólnym życiu po zawale Stasia, o jego „seksualnej emeryturze” i o licznych tolerowanych przezeń romansach małżonki Mierzwa-Kalina opowiada podczas „rozmowy telefonicznej” z niejaka Elką, zajadając ze smakiem cienkie parówki, maczane ze zmysłową lubością w jakiejś mazi spoczywającej na talerzu (zapewne w musztardzie). Część z tych zwierzeń jest bezpruderyjnie wyśpiewana. W trakcie owego wyśpiewywania bohaterka czyni bardzo znaczący gest: przekreśla grubą krechą kredy narysowany na początku wizerunek pary trzymającej się za ręce. Po czym kończy piosenkę potężnym westchnieniem z parówką w ustach. Scena ta razi bezguściem tudzież nachalnością i nie trzeba być tow. Wiesławem, żeby ciut się nią „zniestrawić”. Tylko ta gruba krecha jest tu czymś wartościowym i naprawdę znaczącym w kontekście całości ma sensu opisywać tego, co dalej – już z grubsza wiemy, „co było grane”. Odnotujmy tylko jeszcze wspaniałe, dramatyczne SOS zaśpiewane przez Kalinę ściśniętą w środku malutkiej, niziutkiej szafki, z bosymi stopami i dramatycznie wyciąganymi na zewnątrz dłońmi, no i nieśmiertelnego Romea, wykonanego przez Annę Mierzwę z subtelnością oraz ironią, które dorównują oryginałowi. A najsugestywniejszy, ostatni fragment spektaklu – ten o powolnym, nieuchronnym, nieubłaganym odchodzeniu artystki w strefę niepamięci, a potem niebytu, został tu już po trosze opisany. Dodajmy tylko jeszcze, iż gdzieś na początku tego grand final mamy tragiczną opowieść o zmarłej córeczce i o macierzyńskim niespełnieniu. Nasza bohaterka przyciska bezradnie do siebie poduszkę, a potem zdejmuje perukę „seksbomby” i stoi przed nami bezradnie, z przylizanymi, „uklepanymi” blond włosami (Jędrusik była naturalną blondynką). Od ust odchodzi jej krecha rozmazanej kończy się rozbudowaną, długą wokalizą aktorki-pieśniarki oraz kolejnym dynamicznym, dramatycznym solo na gitarze (pierwsze było przez Nowikowa zagrane po relacji o śmierci Dygata).Atutem tego spektaklu jest niewątpliwie wokalny i aktorski talent Anny Mierzwy, która bez kłopotu, swobodnie jest w stanie pokonać wszelkie trudności w aktorsko-piosenkarskiej interpretacji trudnych przecież i niebanalnych utworów z repertuaru Kaliny Jędrusik. Skalę swego talentu aktorskiego ujawnia ona pod koniec, kiedy z agresywnej trzpiotki przeistacza się w kobietę dojrzałą, ciężko doświadczoną, zepchniętą na margines. Kolejnym atutem jest opracowanie muzyczne spektaklu oraz perfekcyjnie grający instrumentaliści. Trochę zastrzeżeń można i trzeba mieć do scenariusza, którego autorka za wszelką cenę chciała nam pokazać „całą Kalinę”, spłycając niektóre motywy z jej bogatego życiorysu. Trochę więcej umiaru mogła też wykazać reżyserka Agata Biziuk, bo życie „seksbomby” można jednak, moim zdaniem, pokazać bez „dialogów” z przemówieniem tow. Wiesława, bez popadania w tanie „tico-tico, erotico” rodem z wysilonych reality shows podrzędnego sortu no i bez zaczepiania widza, który np. może zareagować agresywnie na prowokację aktorki. I co wtedy? Gdzieś blisko będzie strażak?Wróżę temu spektaklowi długi żywot. Niech trwa – Kalina Jędrusik i Anna Mierzwa niewątpliwie na to Nowy im. Tadeusza Łomnickiego w PoznaniuKalinamonodram muzyczny Anny Mierzwykoncepcja, wybór piosenek i wykonanie: Anna Mierzwareżyseria: Agata Biziukscenografia i kostiumy: Justyna Przybylskatekst i dramaturgia: Magdalena Zaniewskaaranżacje muzyczne: Krzysztof „Wiki” Nowikowruch sceniczny: Kamil Guzywideo: Krzysztof Blokzespół muzyczny: Krzysztof „Wiki” Nowikow (gitara), Mieszko Łowżył (perkusja), Stanisław Pawlak (instrumenty klawiszowe), Piotr „Max” Wiśniewski (gitara basowa)premiera:
Ostatnio miałem przyjemność recenzować książkę Wacława Radziwinowicza „Gogol w czasach Google'a”. Recenzję zatytułowałem „Bez pół litra Rosji nie razbierjosz”. Na okładce zbioru reportaży Barbary Włodarczyk „Nie ma jednej Rosji” widzimy sobowtóry znanych postaci z rosyjskiej historii, między innymi samego Lenina – twórcę Wielkiej Rewolucji, którego zabalsamowane zwłoki możemy do dziś „podziwiać” w mauzoleum na Placu Czerwonym. Aleksander Karbyszew, sobowtór „wiecznie żywego” Lenina i bohater tego reportażu, po ciężkim, wielogodzinnym dniu pracy wyciąga w swoim skromnym, moskiewskim mieszkaniu flaszkę, kiszone ogórki i zwraca się na koniec do Barbary Włodarczyk słowami: „Biez wodki Rossii nie rozbieriosz”. Taki mimowolny, niezamierzony cross-over – bynajmniej nie podejrzewam sobowtóra Lenina, a tym bardziej autorki reportażu, o plagiat. Broń Boże! Teren Rosji to kopalnia tematów, nic więc dziwnego, że polscy dziennikarze dużo miejsca poświęcają właśnie temu obszarowi. Wydane w ostatnim roku książki Wacława Radziwinowicza, Jacka Hugo-Badera i Barbary Włodarczyk są na to najlepszym dowodem. Popularność tej literatury świadczy także o tym, że Polaków bardzo interesuje to wszystko, co dzieje się na wschód nie od Edenu (niestety), ale od polskiej granicy. Jest w tym zainteresowaniu pomieszanie fascynacji i lęku, jest w tym zainteresowaniu pytanie, które można zapisać parafrazując słowa pewnego znanego szlagieru: Rosjo, naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt? Barbara Włodarczyk to autorka cyklu telewizyjnych reportaży zatytułowanych „Szerokie tory”, które możemy oglądać od czasu do czasu w naszej ukochanej telewizji publicznej. Są one emitowane w takich godzinach, że przeciętny śmiertelnik, o ile nie jest bezrobotny, nie ma szansy ich obejrzeć, ale co wytrzyma konkurencję pyskujących sobie polityków lub superinteligentnych seriali? Udało mi się jednak kilka z nich zobaczyć i mogę stwierdzić jedno – są świetne. Charakteryzuje je pewien zupełnie specyficzny, rzekłbym słowiański, rodzaj ciepła. Barbara Włodarczyk nie wciela się w nich w rolę sędziego, mimo że niejednokrotnie podejmuje trudne tematy. Nawet nacjonalistycznego rzezimieszka o uroczym pseudonimie Tasak potrafi obdarzyć matczynym, choć smutnym spojrzeniem. W swoich reportażach jest kobieco czuła i chyba to wyróżnia ją spośród tłumu dziennikarskiej twardzielni. Dzięki temu to, co tworzy, czy w dziedzinie filmu dokumentalnego, czy literatury faktu, zyskuje walor owej słowiańskiej rzewności, swoistego rozczulenia nad ludzkim losem – niezależnie czy jest to los rosyjskiego oligarchy, czy bezdomnego dziecka. Tom „Nie ma jednej Rosji” pokazuje kraj pełen skrajności i mentalnych oksymoronów – to już znamy. Ale czy komuś udało się opowiedzieć o ludziach w tak totalnym frikolandzie, jakim jest współczesna Rosja? Niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z prominentną dyktatorką mody, czy ludźmi z domu, który nie jest na pewno „domem spokojnej starości”, czy z pierwszym czarnoskórym rosyjskim radnym, który pomaga kobietom, czym naraża się mużczinam tępo spoglądającym znad półlitrówki, to u Barbary Włodarczyk zawsze są to ludzkie losy. Bo „bez pół litra Rosii nie rozbierjosz”. I będzie się to powiedzenie snuć się jak odwieczna mantra, a może przekleństwo. I dopiero, gdy spojrzeć na zagubionego w tym świecie paradoksów, często ogłuszonego wódką człowieka, otwiera się przed nami ta rosyjska dusza boleściwa. Barbara Włodarczyk pokazuje nam w swojej książce to, czego nie pokaże nam kamera w jej filmowych reportażach. Odkrywa przed nami czysto ludzki kontekst bohaterów tak ukształtowanych, często bezradnych wobec samych siebie i wobec swoich wyborów. Autorka pokazuje nam, że „nie ma jednej Rosji”, bo Rosja to ludzie, których spotyka na swojej drodze - w kraju, który zdaje się o tych ludziach nie pamiętać, bo zajęty jest budowaniem swojej potęgi. Na zewnątrz politura, wszystko musi ładnie wyglądać, a wewnątrz rozdarta dusza i dramat. Sławomir Domański
w PG nr 2 odbył się Tydzień Nauk Humanistycznych. zł – zł 269 zł 389 zł; Kolor. Naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt… 12 lut 10 14:30 Ten tekst przeczytasz w 4 minuty. „Naprawdę, jaka jesteś, nie wie nikt,Bo tego nie wiesz nawet sama ty…“ — Jonasz Kofta. Zobacz stronami; Zobacz wszystko; Do góry. Ostatnia aktualizacja 22 maja 2020. Jednym z zadań było znalezienie sobie „accountability buddy” tzw. The Doors began with a meeting between acquaintances Jim Morrison and Ray Manzarek, both of whom had attended the UCLA School of Theater, Film and Television, on Venice Beach in July told Manzarek he had been writing songs: "I was taking notes at a fantastic rock'n'roll concert going on in my head", and with Manzarek's encouragement sang "Moonlight Drive". Jednym z zadań było znalezienie sobie „accountability buddy” tzw. NAPRAWDĘ JAKA JESTEŚ, NIE WIE NIKT Siostry Wika i Zuzia Mockałło w zeszłym roku zaczęły nowe życie jako gospodynie domu gościnnego Mazurus - dom gościnny, który prowadzą z trzecią siostrą - … KOPIUJ LINK. Zaczęło się dawno, dawno, Najdawniej jak pamięć sięga, Tam skąd bierze początek Rodzaju ludzkiego wstęga. Ile dla mnie znaczysz? KOPIUJ LINK. Dokonaj odpowiednich zmian na swoim profilu lub skontaktuj się z Biurem Obsługi Klienta. Widok: Zobacz wszystko . Radio FMS Gdynia program z cyklu - Bez Znieczulenia: Portret matki Polki. Nie zawsze wiem, czego chcę. Tydzień Nauk Humanistycznych. bezpieczeństwa, Brian Krebs, chińscy cyberprzestępcy zarazili sieci setki tysięcy organizacji narzędziami,które dają napastnikowi całkowity zdalny dostęp do zarażonych systemów. A przecież każdy widzi co innego, patrzy swoimi oczami, ze swojej perspektywy i jego interpretacja często więcej mówi o nim, niż o nas. partnerki motywatorki na naszej tajnej FB-kowej grupie. Moja mama jest nauczycielką, dlatego wiem, że nauczyciele mają wiele dodatkowych zajęć, które absorbują ich czas przeznaczony dla rodziny. Zablokuj tego użytkownika i rozmawiaj z tymi, którzy naprawdę Ci się podobają. Naprawdę jaka jestem nie wie nikt - damska koszulka z zabawnym nadrukiem przedstawiającym koszulce damskiej Produkcja: Polska, z troską o naturalne środowisko Materiał: 100% bawełna Tkanina: wytrzymała, o gramaturze 190 g/m² Krój: regularny Rodzaj dekoltu: okrągły Wykończenia: podwójne szwy Gwarancja: 24 miesiące O nadruku Technologia … Uczestniczę w pewnym szkoleniu (którego szczegóły ujawnię w tym roku). osoba 3. Wiele razy byłem zły, kiedy mama musiała iść do pracy na „jakieś” popołudniowe spotkanie z poetą, wernisaż, czy koncert. "Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt. Niestety nie możesz wysłać wiadomości, gdyż Twoje konto jest zablokowane. [Verse 2] Em E7 Naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt, Am D7 To prawda nie potrzebna wcale mi. W dniach Naprawdę, jaka jesteś, nie wie nikt... Utworzono: wtorek, 30/03/2010 Odsłony: 2185. Te duże i te malutkie!!! Zdarzają się takie dni, kiedy próbuję po kolei nazywać moje tęsknoty i niespełnienia, ale niewiele z tego wychodzi. Przyszedł człowiek, świat bierze doskonalszą postać, Ale jeszcze to dzieło nie mogło tak zostać. FACEBOOK | 26 . TWITTER. „Naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt, bo tego nie wiesz nawet sama Ty…” Dlaczego o Niej. Z bogatego programu udało nam się zrealizować TWITTER. Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt...XXI wiekGaleria autoportretuExpressionism Edytuj dane profilowe. E-MAIL. TWITTER. W dniach Oliver Hirschbiegel, twórca "Upadku", w swoim najnowszym filmie podejmuje próbę zmierzenia się z legendą księżnej Diany. Bo tego nie wiesz nawet sama Ty" - śpiewał Bogusław Mec. E-MAIL. Naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt… utworzone przez Celestyna D. Osiak | Sty 22, 2014 | Dusza | 0 komentarzy. Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt … Strona główna » Aktualności » Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt … Wszystkim naszym kochanym Paniom z Hetmana , tym młodym i jeszcze młodszym, z okazji Święta Kobiet , pragniemy złożyć z serca płynące życzenia: Z bogatego programu udało nam się zrealizować w PG nr 2 odbył się Tydzień Nauk Humanistycznych. W dniu wczorajszym w Centrum Kultury o godzinie odbył się wieczorek ,,Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt”. Uczestniczę w pewnym szkoleniu (którego szczegóły ujawnię w tym roku). Historia. Ja... niezbyt anielska . W dniu Waszego święta życzymy uśmiechu i […] Dinozaury były przez długi czas uważane za zmiennocieplne gady. "Diana": naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt… - recenzja Małgorzata Steciak. Źródło: Jej portret w: Wiersze, Toruń 1994, s. 19. Wszystkie teksty Gazety Wyborczej od 1989 roku Szukanie zaawansowane. Jonasz Kofta 57 polski poeta, dramaturg, satyryk, i piosenkarz 1942 - 1988. E-MAIL. Naprawdę, jaka jesteś, nie wie nikt... Utworzono: wtorek, 30/03/2010 Odsłony: 2166. partnerki motywatorki na naszej tajnej FB-kowej grupie. JAKI BYŁ NAPRAWDĘ - NIE WIE NIKT... 19 kwietnia 1988 roku zmarł Jonasz Kofta, poeta, dramaturg, satyryk, tekściarz i malarz. naprawdĘ jaka jesteŚ, nie wie nikt Nieraz spędziłyśmy masę czasu zastanawiając się, w co się ubrać, co inni o nas pomyślą i czy to będzie to, co chcemy. Facebook Twitter Pinterest "Naprawdę jaka jesteś Nie wie nikt Bo tego nie wiesz Nawet sama ty W tańczących wokół Ciemnych lustrach dni Rozbłyska twój Złoty śmiech Przerwany wpół Czuły gest W pamięci składam wciąż Pasjans z samych serc (...)" Janusz Kofta Drogie Czytelniczki! "Moja droga kobiecości. Naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt… January 22, 2014. Filtry Rozmiar. 18 wrz 13 10:06 Ten tekst przeczytasz w 2 minuty. KOPIUJ LINK. Niestety nie możesz wysłać wiadomości, gdyż Twoje konto jest zablokowane. po prostu gotowa na życie . Zmiana koloru włosów - niby szczegół, a jednak ... Moja siostra - przez całe życie brunetka - zmieniła pewnego dnia kolor na platynowy blond. Strona główna / COLLECTIONS / KUP / Naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt. Inne kobiety zaczęły pisać o sobie, kim są i jakie mają doświadczenie. I Jonasz zaczął pisać „Naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt”. niezbyt diabelska . NAPRAWDĘ JAKA JESTEŚ, NIE WIE NIKT Natalia Sosin Krosnowska – dziennikarka, prowadząca program „Daleko od miasta” w Domo+, autorka książki „Cisza … Dokonaj odpowiednich zmian na swoim profilu lub skontaktuj się z Biurem Obsługi Klienta. Miałam ostatnio ciekawą sytuację. Dla Zdzisławy Sośnickiej napisał „Kochać znaczy żyć”, dla Alibabek – „Kwiat jednej nocy”. Jak poinformował ekspert ds. Naprawdę, jaka jesteś, nie wie nikt... _ Strona | 1 | 2 | 3 | | Wygenerowane przez JAlbum & Chameleon skin | Help Tematy ty, nikt. idealna ja!!! Naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt! Dlaczego mężczyźni nie zauważają tych niezwykłej wagi drobiazgów, które dotyczą kobiet? Cena. Inne tagi. Tydzień Nauk Humanistycznych. Dinozaurze, jaki naprawdę jesteś, nie wie nikt 12 lipca 2006, 17:21. XXS XS S M L XL Nie znaleziono żadnej pozycji spełniającej kryteria wyszukiwania. wybory MISS Szkoły oraz koncert muzyczno-poetycki, a cały tydzień przedstawiał się następująco. FACEBOOK | 0. Filmik amatorski, który powstał w czasie weekendowych sesji portretowych dla kobiet zorganizowanych w moim studio. Koncepcją, ideą było przedstawienie kobiet, które odnalazły w swoim życiu sens poprzez realizację swoich aspiracji, czerpiąc z tego ogromną satysfakcję, ekscytację. poświęcony tym razem kobiecie. Naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt… 12 lut 10 11:22 FACEBOOK | 0. Dla niektórych to poezja, dla mnie jest jednak - samo życie. D7sus4 D7 Gmaj7 Cmaj7 Gdy nie po drodze będzie razem iść, Am/C Edim7 Am6 Am Em/G Em/F# Am/A Uniosę Twój zapach snu, rysunek ust, barwę słów Am Em/B Bm7 Em Em/B E/E E7/F# E7/Ab Nie dokończony, jasny portret twój. poświęcony tym razem kobiecie. Pod modrym niebem, w pierwszym chłodzie, Pierwszą wiosną w pierwszym maju. Miałam ostatnio ciekawą sytuację. Nie zawsze wiem, jaka jestem. Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt. osoba 2. 0 1 1 1 1 1. Pete Heller Big Love Wiki, 9-1-1 Season 4 Episode 1 Watch Online, Companies That Test On Animals, Tornado In Nc Today, Msss Jobs Puerto Rico, Boston Sheraton Closed,
Poeta liryczny o niebywałej wrażliwości, a jednocześnie baczny obserwator rzeczywistości z przewrotnym poczuciem humoru, ciętą ripostą. Piekielnie inteligentny, ale też boleśnie złośliwy. Szczególnie wyczulony na fałsz oraz… piękne kobiety. Nie pasował do PRL-owskiego pejzażu, jednak potrafił stworzyć sobie alternatywne miejsce na ziemi, w piosence i kabarecie. Pozostawił po sobie kilkaset piosenek. Śpiewała je czołówka polskich wykonawców. Na imię miał Janusz i to imię do końca funkcjonowało w jego dowodzie osobistym. Jako Jonasz zaistniał w świecie artystycznym oraz w gronie przyjaciół i znajomych. Ta „niewinna” literówka, nie była bez znaczenia. Przypominała o jego żydowskich korzeniach i związanych z tym tragicznych losach. Rodzina, która wcześniej zmieniła nazwisko z Kafta na Kofta, niemal cudem uniknęła pogromu przeprowadzonego na Wołyniu przez Ukraińców, a potem Niemców. Śpiewać każdy może Jako małe dziecko miał poczucie wiecznej tułaczki. Po wojnie i wysiedleniu z Wołynia przenosił się z rodzicami do Wrocławia, potem Katowic, Łodzi i Poznania. Ojciec w kilku z tych miejsc współtworzył rozgłośnie Polskiego Radia, a matka germanistka prowadziła zajęcia na uniwersytetach. Ponieważ Janusz (Jonasz) wykazywał się dużą wrażliwością i wyobraźnią, postanowiono wysłać go do liceum plastycznego. Po przeprowadzce do Warszawy studiował na ASP i oprócz talentu plastycznego ujawnił się jego talent literacki i kabaretowy. Zadzierzgnęła się też wieloletnia przyjaźń z Janem Pietrzakiem, Adamem Kreczmarem, Jackiem Janczarskim, Stefanem Friedmannem. Jan Pietrzak wspomina, że Jonasza Koftę poznał w połowie lat 50. na przystanku autostopowym w Wałczu. – Był bardzo zabawny, palił fajkę i dużo mówił. Ponieważ wybierał się na studia do Warszawy, zaprosiłem do Klubu Hybrydy. – mówi „Rzeczpospolitej” Jan Pietrzak. – Oglądał nasze spektakle z zainteresowaniem. Kiedy Wojtek Młynarski wybrał własną karierę, zaproponowałem współpracę Jonaszowi. Jako student ASP napisał piosenki o artystach o Renoirze. Ułożyłem z nich program „Wiosna nas pogodzi” i to był jego autorski debiut. Widziałem, że ma naturalną potrzebę perorowania, uznałem więc, że powinien występować na scenie. Aktorsko zadebiutował w programie „Uśmiech z erratą”. Potem tak mu się to podobało, że trudno było go ze sceny ściągnąć. Współpraca z Janem Pietrzakiem przeniosła się potem do radiowej Trójki, gdzie obaj tworzyli „Duety liryczno-prozaiczne”, a potem najbardziej owocny przebieg miała w Kabarecie pod Egidą, gdzie Kofta sprawdzał się jako autor i błyskotliwy wykonawca. W radiowych audycjach zasłynął także w duecie ze Stefanem Friedmannem, gdzie prowadzili „Dialogi na cztery nogi”. – Pracowaliśmy już wtedy w Hybrydach – wspomina Stefan Friedmann. – Uwielbialiśmy prowadzić dość abstrakcyjne dialogi. Np. idąc Myśliwiecką, jeden do drugiego powiedział: „Zobacz, jak ten deszcz pięknie koresponduje z jesienią”. Na co usłyszał odpowiedź: „W każdym razie mnie konweniuje”. I tego typu konwersacje bogate w nieoczywiste skojarzenia znajdowały się w naszej audycji. Nasz szef Jacek Janczarski powiedział, że nie spotkał nikogo rozmawiającego w tak abstrakcyjny sposób. Wyglądało to na swobodną improwizację, a było bardzo precyzyjnie napisanym tekstem. Duet Kofta – Friedmann pojawił się też w cyklu „Fachowcy”. Padały tam słowa: „Amator to nie boi się niczego,/ co mu każą, weźmie mocno w ręce./ Umieć rzetelnie to można coś jednego./ A nie umieć można znacznie więcej”. Każdy występ kończyła piosenka ze słowami „Bo dobry Bóg zrobił co mógł, teraz trzeba zawołać fachowca”. Jej portret Kofta nigdy nie ukrywał fascynacji kobietami. Żona Jaga – „to była blondynka, ten kolor oczu tak zwą” – była niewątpliwie ważną muzą i inspiracją dla niektórych utworów. To ona ponoć zainspirowała Jonasza do powstania słynnego przeboju „Jej portret”. „Skoro dałeś taki tytuł, to znaczy, że wiesz, jakie są kobiety” – powiedziała. „Ale ja właśnie nie wiem” – odpowiedział Jonasz. „To napisz o tym, że nie wiesz” – odrzekła z uśmiechem. I Jonasz zaczął pisać „Naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt”. Dla Zdzisławy Sośnickiej napisał „Kochać znaczy żyć”, dla Alibabek – „Kwiat jednej nocy”. Jedną z najbardziej dramatycznych opowieści o miłości jest z pewnością „Samba przed rozstaniem”. Wykonuje ją genialnie Hanna Banaszak. Wielu uważa, że wokalistka jest nie tylko wykonawczynią, ale też podmiotem lirycznym całej tej opowieści. Nie jest bowiem tajemnicą, że Banaszak i Kofta dobrze się znali i chętnie ze sobą pracowali. Dla Hanny Banaszak napisał też wiele innych piosenek, w tym przejmujące „Wołanie Eurydyki”. Wszelkie spekulacje na temat słynnej samby artystka zbywa jednak tajemniczym uśmiechem. Kofta bezlitośnie kpił z pozerów, karierowiczów. Dowodem był przebój „Śpiewać każdy może” brawurowo wykonany przez Jerzego Stuhra. Pisał z przekąsem „Jak dobrze wstać, skoro świt”, choć nie znosił wczesnego wstawania. Walczył o „ździebełko ciepełka” w relacjach międzyludzkich. W latach 70. po wydarzeniach w Radomiu i Ursusie w „Szarym poemacie” pisał „Niektórzy piją, by zapomnieć, ja piję, żeby zapamiętać”. Na jego twarzy często królował smutek. Nawet najczarniejsze chwile potrafił jednak obrócić w żart. Pod koniec życia mówił przyjaciołom. „Dowiedziałem się, że mam raka. Ciekawe, dlaczego więc nie chodzę do tyłu”. Dzielnie walczył z chorobą i mimo że ją pokonał, niedługo cieszył się życiem. 19 kwietnia 1988 r. umówił się w restauracji ze znajomą dziennikarką i podczas wywiadu zadławił się golonką. A kilka lat wcześniej napisał: złośliwym artystą jest przypadek. Samba przed rozstaniem Hanna Banaszak uważa, że Kofta świetnie wyczuwał ludzi. Będąc barwnym ptakiem, przyciągał postacie równie nietuzinkowe jak on sam. Doskonale wyczuwał też wszelki fałsz i pozę, których nie znosił. Był guru, przyjacielem, bratem łatą. – Z uwagą śledził mój artystyczny duet z Edwardem Stachurą – wspomina Jerzy Satanowski. – Kiedy nagrałem „Życie to nie teatr”, puszczał go w radiowej Trójce tak często, że utwór zaczął wykonywać każdy przydrożny bard z gitarą. Pracowaliśmy razem przez lata. Jednym z najbardziej szalonych przedsięwzięć był 15-minutowy utwór, a w nim sześć nakładających się na siebie walców. Jonasz, widząc, że ledwie wiążę koniec z końcem, kilkakrotnie wsparł mnie też finansowo. Mówił: „Bierz, oddasz kiedyś jakiemuś innemu młodemu utalentowanemu artyście, który jak ty teraz będzie dopiero na dorobku”.
Witam Was niezwykle serdecznie w piątkowe popołudnie. Ponieważ chodzi za mną pewna wszystkim znana piosenka, pozwólcie, że zacytuje jej fragment... Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt To prawda nie potrzebna wcale mi Gdy nie po drodze będzie razem iść Uniosę Twój zapach snu Rysunek ust, barwę słów Niedokończony, jasny portret Twój / Jej portert/ To ona towarzyszyła mi podczas robienia mojej pracy, którą chciałabym Wam dziś zaprezentować. Niedługo, za parę chwil Dzień Kobiet. Jedni to święto obchodzą, dla innych jest ono zupełnie obojętne. Tak czy siak-dla wszystkich kobiet, które odwiedzają moje skromne progi wszystkiego co najpiękniejsze na każdy dzień...A Panom również życzę wszystkiego naj, pięknych chwil spędzonych w towarzystwie swoich połówek:)) Dzisiaj zapraszam Was do obejrzenia kartki retro..Nie ukrywam, że wykonanie jej sprawiło mi wiele radości. Chyba powoli się odnajduje w takich "starych klimatach". Grafikę, którą zobaczycie dostałam od Dobrosławy-Dosiu:), dziękuję. Gdy tylko zobaczyłam fotografię..wiedziałam, że będzie czekała na wyjątkową oprawę. I myślę, że taką otrzymała...Przynajmniej taki był mój cel. Bo i jest koronka i medium do spękań, a także glossy accents. Uważam, że wykonane przeze mnie zabiegi " kosmetyczne" dały fajny klimat -takiego obrazu z pewną historią do opowiedzenia... Nie zapomniałam o tuszowaniu, ale z umiarem.. Efekt poniżej...:) Zapraszam do obejrzenia:)) Tak jak wspomniałam każdy obraz ma do opowiedzenia swoje dzieje...Tak samo i ten. Bardzo zagadkowy, wiele i nic mówiący.. I Kobieta...inna niż wszystkie, jedyna w swoim rodzaju, z nutą delikatności, tajemniczości. A może to rusałka...a może... .Zostawiam Wam do interpretacji skrytość tego zdjęcia. Grafika stała się idealnym odzwierciedleniem fragmentu piosenki, który zamieściłam na początku.... Mój dzisiejszy twór, chciałabym zgłosić na następujące wyzwania: (wytyczna- użycie grafiki, zdjęcia z kobietą lub cytatu o kobiecie. Myślę,że warunek u mnie jak najbardziej spełniony:))) (wytyczna: praca w stylu retro) (wytyczna : należy użyć w pracy czarno białego zdjęcia) (wytyczna : Naprawdę jaka jesteś..):)) I na koniec będzie ze mnie chwalipięta. Pewno wiele z Was zauważyło na pasku bocznym nowe wyróżnienie...Tak, jestem szczęśliwa i bardzo dziękuję DT Digi-Scrap za wyróżnienie mojej zapałkowej pracy. Tak jak pisałam-kartka zapałkowa jest dla mnie szczególna...więc tym bardziej moja radość jest ogromna. I moi kochani bardzo dziękuję Wam z serca, za to,że wciąż jesteście,że komentujecie,że przychodzicie i podziwiacie. Jest to dla mnie bardzo ważne, bardzo się cieszę,że mam w Was swoich wiernych czytelników i być może fanów:)) Życzę Wam pięknych dni i udanego weekendu...:)) Pozdrawiam:))
naprawde jaka jestes nie wie nikt tekst piosenki